Wypuściłam go na trawę, jeszcze wilgotną po deszczu.
Ten mikrus obok to kot "tradycyjny". Dużemu zrobiłam trochę słoniowe nogi, chyba mi się już pomieszało od ciągłego i trwającego od dłuższego czasu "marudzenia" Majeczki, żebym jej słonia zrobiła. A mi ciągle czasu brakuje, ciągle zaczynam coś nowego i słoń zostaje w tyle, ale jak widać siła perswazji działa. Jestem coraz bliżej tego słonia.
Muszę przyznać, że wielki jest cudny, całkiem go dużo do przytulania ( ma 21 cm wysokości i 20 długości) Jak robiłam mu zdjęcia i pomyślałam sobie, że muszę go w świat puścić, to mnie coś za gardło ścisnęło z żalu. O rany, chyba zaraziłam się od Mai, ona najchętniej przygarnęła by wszystko, co zrobię. Tego kota oczywiście też próbowała mi odebrać- "mamusiu, uszyjesz sobie drugiego....." i tak jest zawsze.
Póki co jeszcze się nim mogę nacieszyć, jeszcze nie ma nowego domu.
No szalejesz!!! Ale pozytywnie - koty urokliwe i tylko je przytulać! Więc nie przestawaj [szaleć]!
OdpowiedzUsuńma super nogi!!! a ten wzrok...ach.....wcale sie nie dziwie że sie pociecha zakochuje...:)))))
OdpowiedzUsuńWhat a happy cat-family!!!
OdpowiedzUsuńsaskia:)
jak zawsze urocze...i te oczyska...ach :)Kolorki zachwycające...
OdpowiedzUsuńZakochałam się w 3 zdjęciu od dołu...jest takie słodkie... :)
OdpowiedzUsuńnie wiem dlaczego, ale z tymi grubymi nóżkami kojarzy mi się z małym rozbrykanym kocim-psiakiem :))
OdpowiedzUsuńjest uroczy :)
kocią mame zapraszam do mnie po odbiór wyróznienia!:)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie na blog czeka niespodzianka :)
OdpowiedzUsuńOjejku, zakochałam się w słoniowym kocie! Jest boski! i te kolory!
OdpowiedzUsuńCan't read your blog but your work is beautiful!
OdpowiedzUsuń